To był nasz strzał w dziesiątkę jeśli chodzi o miniony weekend majowy. Ochom i achom nie było końca. Grupa 15 osób (osoby na ketozie, weganie, alergicy i niejadki 😉 ) zadowolona w 100 %. Czy można dać lepszą rekomendację?
Ale od początku.
W piękny majowy dzień postanawiamy zabrać ferajnę naszych łobuzów do Ogrodzieńca, aby mieli możliwość pobawić się, pobiegać, poszaleć. Kiedy nadchodzi pora obiadu, pada propozycja aby pojechać do hotelu Poziom 511 – ponoć najlepsza kuchnia na Jurze. Nie zastanawiamy się długo, wsiadamy w samochody i parę minut później parkujemy w przepięknym miejscu. Samo otoczenie robi już na nas ogromne wrażenie…
Niestety okazuje się, że na zewnątrz nie ma na tyle miejsca, abyśmy wszyscy mogli razem usiąść. W środku z siódemką dzieci czulibyśmy się troszkę niezręcznie. Na szczęście z pomocą szybko przychodzi Pan kelner, który proponuje przygotowanie stolika dla naszej grupy w oddzielnej sali. Rozwiązanie okazuje się dla nas idealne. Dzieci mogą bez skrępowania chodzić, bawić się, nie przeszkadzając innym osobom w restauracji.
Kiedy dostajemy menu nie bardzo wiemy na co się zdecydować. Jesteśmy głodni, a opisy wyglądają tak zachęcająco, że najchętniej zjedlibyśmy wszystko. W pierwszej kolejności zamawiamy dania dla dzieci : rosołek z makaronem i z marchewką, zupa pomidorowa, nuggetsy z kurczaka, klopsiki w sosie pomidorowym – wszystko znika w oka mgnieniu. Dzieci nakarmione, a my możemy zacząć delektować się swoimi daniami.
Musicie wybaczyć, ale nie opiszę Wam wszystkich dań jakie jedliśmy. Było tego po prostu za dużo.
Kolega zachwycił się polędwicą wołową z sosem demi glas – na moim FB napisał, że to najlepszy kawał mięsa jaki kiedykolwiek jadł.
Na naszym stole pojawiły się też pierożki nadziewane kaszą gryczaną i gęsiną. Również zebrały same pozytywne opinie.
Moje danie także było przepyszne. Spaghetti z polskim pesto powaliło mnie na kolana. Szczerze powiem, nie doszliśmy do tego co jest w sosie, ale nie ma to większego znaczenia. Było boskie.
Mój mąż z kolei jadł najlepszego tatara w swoim życiu. Tatar ten był podwędzany trocinami z jabłoni, z jajem przepiórczym, marynowanym borowikiem, piklowaną czerwoną cebulą i gorczycą. Próbowałam i całkowicie podzielam jego zdanie.
Tak jak pisałam tych dań było dużo więcej i wszystkie były równie smaczne.
Tak samo jak kawa i desery (na zdjęciach nieco wybrakowane 😉 spróbowane już przez dzieci) zjedzone na dworze, w wygodnych fotelach, przy placu zabaw, gdzie dzieci miały masę frajdy i nie przerywały nam chwili relaksu.
Jeśli lubicie jedzenie z wysokiej półki i będziecie w okolicy Ogrodzieńca, zaklinam Was, wstąpcie tu koniecznie!!!